Redakcja Asseco News
e-mail: [email protected]
Damian Falandysz trenuje bieganie od 3 lat. Zaczęło się przez przypadek, kiedy bez żadnego przygotowania wystartował w Biegu Niepodległości. Niesamowita atmosfera, doping kibiców i ogromna radość po zakończonym biegu. To go odmieniło, bo bieganie to nie tylko sport, to styl życia.
Za nami 10. PZU Półmaraton Warszawski. W klasyfikacji generalnej zająłeś 147. miejsce, uzyskując jednocześnie najlepszy czas spośród zawodników Asseco Active Team. Ten bieg możesz więc chyba zaliczyć do bardzo udanych?
Tak, dla mnie to był bardzo udany bieg. Szczególnie dlatego, że założyłem, żeby przebiec ten dystans w ok. 1 godzinę i 20 minut. Skupiłem się więc nie na zajęciu konkretnego miejsca, jako że zawsze udaje mi się załapać do tej drugiej setki, ale na osiągnięciu dobrego czasu. Cieszę się z tego wyniku tym bardziej, że przez cały tydzień przed zawodami męczył mnie katar i kaszel.
To była ogromna impreza – prawie 13 tys. osób dotarło na metę, do tego na trasie biegu obecne były niezliczone rzesze kibiców. Na takich zawodach musi być niesamowity doping?
Te imprezy w Warszawie są bardzo fajne. Zrobione z rozmachem. Rzeczywiście atmosfera jaka tam panuje, i na starcie, i w trakcie biegu, i na mecie, to zawsze dopinguje. Człowiek czuje ten dreszczyk emocji, szczególnie jak biegnie i nagle ktoś krzyczy „Dawaj Damian, szybciej Damian” (zazwyczaj na numerkach startowych mamy zapisane swoje imiona). Jak człowiek jest już zmęczony na 10 czy 15 km i powoli czuje ten bieg w nogach i głowie, to pierwsza myśl jaka się pojawia, to czy to ktoś znajomy, a okazuje się, że to zwykli ludzie przyszli na trasę. Tam panuje bardzo fajna atmosfera i każdy, kto choć trochę lubi sport, powinien coś takiego przeżyć, bo to jest super.
Takie wyniki na pewno nie przychodzą same. Jak przygotowujesz się do startu w tego typu imprezie?
Przygotowuję się nie tylko do pojedynczych startów ale i do sezonu. Co prawda wciąż traktuję siebie w kategoriach amatora i do biegania podchodzę hobbystycznie, jednak dzielę sobie cały rok na etapy treningowe i staram ciągle poprawiać swoje wyniki. W tej chwili jestem w cyklu przygotowawczym do Orlen Maratonu, a ten półmaraton, traktowałem bardziej jako sprawdzian generalny po wcześniejszych, 3 miesiącach treningów.
Chciałeś się przekonać, czy przygotowania były wystarczające?
Zgadza się. W okresie przygotowawczym – styczeń, luty, marzec – biegałem tygodniowo ok. 80-90 km.
To robi wrażenie. Czyli robiłeś ponad 10 km dziennie?
Taka mniej więcej wychodzi średnia. Dzieliłem to na 4 czasami 5 treningów, w tym raz w tygodniu biegałem na dystansie 25-30 km, ale zazwyczaj w weekend ze względu na ograniczenia czasowe. Jeżeli jednak człowiek sobie dobrze zorganizuje dzień i ma samozaparcie, to zawsze znajdzie się czas na trening.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem i co sprawiło, że zainteresowałeś się akurat tą dyscypliną?
Ze sportem byłem zawsze związany. Jeszcze za czasów szkolnych trenowałem piłkę nożną, w klubie sportowym, w swoim rodzinnym mieście Pruszkowie. Później trochę ćwiczyłem na siłowni. Natomiast bieganiem zainteresowałem się dosyć przypadkowo. Kolega namówił mnie, żeby zastąpił jego znajomego na starcie Biegu Niepodległości w 2012 roku. Bez żadnych przygotowań wziąłem więc udział w zawodach na 10 km. Udało mi się osiągnąć nie najgorszy czas. Może to wynikało z tego, że wcześniej zawsze coś trenowałem.
Piłka nożna jest przecież sportem kondycyjnym, więc to mogło być ważnym czynnikiem.
Przebiegłem te 10 km w ok. 53 minuty i mam wrażenie, że udało mi się to w dużej mierze dzięki atmosferze, która panuje na tych biegach. Po prostu coś fantastycznego. A do tego udzieliły mi się endorfiny, które podczas biegu wydzielają się w naszych mózgach i to chyba przeważyło. Tak mi się to spodobało, że zacząłem trenować.
Biorąc pod uwagę, że zacząłeś w 2012 roku, czyli 3 lata temu, masz naprawdę rewelacyjne wyniki.
Faktycznie, człowiek sam się zaczyna nakręcać i napędzać w tym wszystkim. Widzi wyniki raz, że czasowe dwa, że zmienia się ciało. Ja w ciągu tych 2 lat straciłem ok. 12-13 kg. Nigdy nie należałem do osób bardzo otyłych, ale mimo to moja sylwetka oraz samopoczucie zdecydowanie się poprawiły. Często trenuję rano, ponieważ przez obowiązki domowe trudno mi znaleźć czas po południu. Jako że przyjeżdżam do pracy przed 8 rano, to trening często zaczynam o 4.30. Mogłoby się wydawać, że w taki dzień powinienem być zmęczony i przytłumiony, jednak jestem bardzo energiczny.
Czyli to samopoczucie po treningu jest zupełnie odwrotne, niż mogłoby się wydawać. Wychodzi na to, że taki trening wręcz napędza.
Dokładnie. W te dni, kiedy robię treningi rano, kawa nie jest mi w ogóle potrzebna, także jest naprawdę wiele korzyści z biegania.
Poranne wstawanie, wysiłek włożony w treningi, to musi oznaczać sporo wyrzeczeń. Podejrzewam, że do tego dochodzi też zmiana stylu życia i ograniczanie używek typu alkohol czy papierosy?
Tak, to jest jeden z moich największych sukcesów. Zupełna zmiana stylu życia. Oczywiście mam dopiero dwadzieścia kilka lat, więc wiadomo, że imprezy i alkohol są kuszące, ale jest to jedno z wyrzeczeń. Podobnie jak dieta, choć muszę powiedzieć całkiem szczerze, że nie przestrzegam ścisłej diety. Oczywiście warto przyjmować jakieś założenia. Ja dietę traktuję jako ogólny styl życia i po prostu ustaliłem sobie pewne zasady żywieniowe, np. prawie całkowicie zrezygnowałem z pieczywa.
To jednak jest jakieś wyrzeczenie.
Zgadza się, ale ja nie narzucam sobie rygoru, typu „zero słodyczy”. Stosuję zasadę, że wszystko wolno tylko z umiarem. Oczywiście ograniczyłem też alkohol, aczkolwiek jeżeli są np. urodziny u znajomych, to można wypić jedno czy dwa piwa i nic się złego nie stanie. Chodzi o to, żeby wszystko sobie dawkować. Ja taką zasadę wyznaję i jak na razie to się sprawdza.
Chyba w każdej dziedzina umiar i znalezienie złotego środka to podstawa?
Oczywiście. Niestety diety często skupiają się na tym, że człowiek przez miesiąc się katuje i ogranicza wszystko, co tylko może. Na koniec faktycznie są efekty, ale potem siada do stołu i już nie widzi tych ograniczeń. Myślę, że dieta to jest po prostu coś, co powinniśmy kontynuować przez całe życie.
Wspominałeś o maratonie, czyli startujesz na różnych dystansach?
Startuję na różnych dystansach, aczkolwiek to będzie dopiero drugi maraton w moim życiu i jak na razie planuje jeszcze tylko jeden w październiku. Podobnie z bieganiem na 5 km, startuję maksymalnie raz, dwa razy do roku. Skupiam się raczej na dystansach 10 km i półmaraton, bo w nich czuję się najlepiej.
Czy to nie jest pewne utrudnienie, np. w trakcie treningów? W końcu dystans 5 km a 42 km to kolosalna różnica.
Tak, żeby biegać na różnych dystansach, trzeba sobie wyćwiczyć zupełnie odmienne elementy treningowe. Jeżeli jednak ktoś trenuje do maratonu, to wiadomo, że przebiegnie też 5 czy 10 km. Ja skupiłem się przez pierwszą część tego sezonu na przygotowaniach do Orlen Maratonu. Później mam w planach prawie same biegi na 10 km. W czerwcu i sierpniu, chcę się z kolei skoncentrować na półmaratonach. Bardzo zależy mi na udanym starcie w sierpniowym biegu w Ożarowie. Tam chcę pobiec naprawdę mocno.
Czyli kolejna bariera do przekroczenia?
Myślę, że skoro udało mi się w takim stanie zdrowia, w jakim byłem na PZU Półmaratonie, osiągnąć swój cel i dosłownie o 2 sekundy, ale jednak, przekroczyć wyznaczoną granicę, to mój organizm pozwoli mi na pchniecie tej bariery dalej.
Jak się dowiedziałeś o Asseco Active Team?
Od kolegi z działu, który co prawda trenuje pływanie, ale chciał w zeszłym roku rekreacyjnie wystartować w jednym z biegów i wspomniał na forum w naszym dziale, że można dołączyć do Asseco Active Team. Oczywiście od razu mnie to zainteresowało i zapisałem się na biegi z naszym zespołem.
Czy wśród naszych pracowników jest duże zainteresowanie sekcją biegową?
Do Asseco Active Team może dołączyć każdy pracownik. Teraz nasza drużyna biegowa jeszcze się powiększyła, bo razem z kolegą z działu namówiliśmy też innych, żeby starowali. Wiadomo, że tutaj nie zawsze liczy się wynik, często samo przebiegniecie, np. 10 km to już jest duży sukces. Ja biję brawo każdemu, kto podejmie się czegoś takiego. Nie ma znaczenia w jakim czasie ukończy taki bieg, bo często jest tak, że dla jednej osoby większym sukcesem jest przebiegnięcie tego dystansu w 1 godzinę i 15 minut, niż dla drugiej w powiedzmy 45 minut.
Biorąc pod uwagę nasz tryb pracy, to często samo wstanie zza biurka, to już jest coś.
Właśnie dlatego namówiliśmy kilka osób. Chętnie zaczęli truchtać po pracy. Wiem, że w PZU Półmaratonie wystartowała spora liczba naszych pracowników.
Było tam ponad 30 osób z Asseco.
Na tym przykładzie widać, że ludzie coraz bardziej interesują się bieganiem, coraz bardziej zwracają uwagę na kwestie zdrowotne i styl życia.
Czy osoby z Asseco spotykają się na jakieś wspólne treningi? Podejrzewam, że Ty już trenujesz bardziej wyczynowo i pewnie ciężko by Ci było umówić się z kimś, kto dopiero zaczyna?
Nie słyszałem o takich treningach. Może to wynikać z tego, że startują jednak osoby z różnych lokalizacji w Polsce. Natomiast gdyby było zorganizowane takie spotkanie dla biegaczy z naszej firmy, to nawet jeżeli miałby to być dosyć spokojny trening, z chęcią bym wziął udział. Każde spotkanie z osobami, które mają wspólną pasję i są w nią zaangażowane, jest bardzo fajne. Uważam, że bieganie albo się kocha albo nienawidzi. Nie da się zmusić do tej dyscypliny osoby, która nie jest do niej przekonana. Ona musi rzeczywiście poczuć to w sobie. Myślę więc, że spotkanie z ludźmi z Asseco, których ta dyscyplina interesuje i wspólne przebiegnięcie paru kilometrów byłoby świetnym pomysłem.
Taki trening na pewno byłoby też bardzo wartościowy, szczególnie dla osób rozpoczynających swoją przygodę z bieganiem. Bardziej doświadczeni koledzy mogliby im przekazać kilka praktycznych wskazówek.
Zgadza się. Tym bardziej, że doświadczenie odnośnie strategii, treningów i odżywiania to bardzo ważny aspekt.
Wyłączając jakieś przeciwwskazania zdrowotne, można więc powiedzieć że bieganie jest dla każdego?
Tak. Fakt, że teraz w mediach jest dużo artykułów o bieganiu i często wymieniane są jakieś wady oraz przeciwwskazania. Oczywiście, jeżeli lekarz zakaże biegać, to nie można ryzykować. Aczkolwiek nie wierzę we wszystko, co się pisze złego o bieganiu czyli, że ludzie często kierują się tylko modą na bieganie i że to nie jest dobre. Ja np. miałem stwierdzoną astmę oskrzelową i teoretycznie mogło mnie to dyskwalifikować jako biegacza. Jednak zacząłem trenować i od tamtej pory odłożyłem leki na bok. Nie potrzebuję ich. Przestałem mieć duszności, których zawsze dostawałem w nocy i wieczorami, co sprawiało, że wciąż musiałem aplikować sobie leki.
Czyli zupełnie odwrotny skutek niż można się było spodziewać?
Myślę, że bieganie jest dla każdego pod tym względem, że każdy powinien spróbować i przekonać się jak zareaguje organizm i psychika. Jeżeli człowiek nie poczuje tego czegoś do biegania, to są przecież inne dyscypliny, których warto spróbować, bo sport musi przede wszystkim sprawiać frajdę. Podejście typu, jak pobiegam, to schudnę nie przyniesie efektów. Wówczas treningi będą wymuszone, a każdy metr realnego biegu będzie jak pokonanie 10 metrów w głowie. To musi sprawiać przyjemność i to jest podstawa.
Powiedziałeś, że obecnie panuje moda na bieganie. Rzeczywiście, w sklepach jest mnóstwo profesjonalnego sprzętu, np. butów z coraz to nowszymi udogodnieniami, które według sprzedawców są wręcz obowiązkowe, jeśli chce się biegać. Jestem ciekawa, jak jest naprawdę. Czy jeśli ktoś chce zacząć trenować, to będzie to wymagało od niego dużych inwestycji?
Jeżeli ktoś zaczyna biegać, to nie powinien inwestować. Najpierw niech się przebiegnie, nawet w jakiś starych adidasach, i zobaczy, jak się w ogóle czuje. Do tego zwykła koszulka oraz spodenki. Warto przekonać się, czy bieganie jest faktycznie dla mnie, czy warto coś dodatkowo kupować. Natomiast jeżeli człowiek już poczuje, że to jest to i stwierdzi: „OK, biegałem 2-3 tygodnie i dalej chce to robić” to myślę, że należy przede wszystkim zainwestować w buty. Jednak bez przesady. Moim zdaniem producenci trochę zawyżają ceny, ale jednak buty, to jest podstawa. Sam się o tym przekonałem, ponieważ kiedy trochę przyoszczędziłem na obuwiu, to zaraz pojawiły się jakieś drobne problemy. Nie były to może kontuzje, ale urazy obciążeniowe nogi bądź stopy. Natomiast w kwestii ubrania, bardzo ważny jest komfort. Wiadomo, że droższa koszulka będzie zapewne lżejsza i bardziej przewiewna. Ja jednak nie przywiązuję do tego wielkiej wagi i wcale dużo nie inwestuję. Zresztą wystarczy zapisać się na zawody, gdzie razem z pakietem startowym otrzymujemy bardzo fajne koszulki, które przez długi czas mogą służyć do treningów i startów. W okresie letnim nie ma więc z tym żadnego problemu. W zimie warto z kolei ubrać się trochę cieplej, przede wszystkim mieć kurtkę chroniącą przed wiatrem. Natomiast jak już ktoś wie, że będzie trenował dłużej, to można iść dalej. Ja zainwestowałem w zegarek z GPS-em, dzięki któremu mogę dokładnie analizować swoje wyniki.
W końcu u Ciebie liczy się każda sekunda…
Fakt, ale myślę, że dla początkujących to też jest ważne, więc powinni po prostu ściągnąć sobie jakąś aplikację na telefon, np. Endomondo. Teraz dostępnych jest dużo saszetek na komórki, zaprojektowanych specjalnie dla biegaczy, więc można z takim czymś spokojnie biegać i kontrolować swoje wyniki.
To załóżmy, że mamy osobę, która spędza 8 godzin dziennie przed komputerem i chce zacząć biegać. Czy mógłbyś przedstawić dla niej jakiś wstępny program treningowy?
Na początku ważne jest, żeby nie przesadzić. Jeżeli zdecydujemy się na zbyt długie odcinki oraz zbyt dużą liczbę treningów, to sami siebie zniechęcimy psychicznie i fizycznie. Dlatego dla kogoś, kto nie miał wcześniej styczności ze sportem, 2-3 niezbyt intensywne treningi w tygodniu będą wystarczające. Wręcz zalecam takim osobom, które dopiero wstają zza biurka, żeby dzielić trening na część, w której będzie marsz i cześć biegową. Powiedzmy, że biegniemy jakiś odcinek w komfortowym dla siebie tempie przez 3 minuty, a potem przez 2 kolejne minuty będziemy po prostu szli. Potem kolejne 3 minuty biegu i 2 minuty marszu. Myślę, że taka jednostka treningowa jest najlepsza.
Czyli bardziej kierować się czasem niż odległościami?
Czas powinien być wyznacznikiem, który pozwala nam zobaczyć, jakie robimy postępy. Z każdym tygodniem treningu będzie można zaobserwować pewną poprawę. To jest bardzo fajne uczucie przekonać się, że na początku mogłem przebiec 3 minuty i musiałem przejść do marszu, a teraz mogę przebiec 5 minut i dopiero marsz. Jednak przede wszystkim trzeba słuchać swojego organizmu, więc jeżeli mam założone 3 minuty biegu, a już po 2 czuję, że dzisiaj to po prostu nie jest mój dzień, warto odpuścić i przejść do marszu po tych 2 minutach. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że są w życiu biegacza gorsze i lepsze dni. Często ma na to wpływ pogoda, czasami jakieś zdarzenie w pracy albo zwyczajnie jesteśmy niewyspani. Taka jednostka treningowa w podziale na marsz i bieg jest więc najlepszą opcją od jakiej osoba wychodząca zza biurka mogłaby zacząć.
Myślę, że to będzie cenna rada dla czytelników. Bardzo Ci dziękuję.
Dziękuję.
*** Damian 26 kwietnia pobiegł w Orlen Warsaw Marathon i zajął 152. miejsce z czasem 02:56:08
Następny wpis