Jesteśmy potentatem na rynku rozwiązań informatycznych dla opieki zdrowotnej. Z rozwiązań Asseco wspomagających obsługę pacjentów, systemów do rozliczeń kontraktów i zarządzania placówkami korzysta – średnio licząc – aż połowa świadczeniodawców.
O tym, jak z pozycji wiodącego producenta systemów wygląda w Polsce proces cyfryzacji służby zdrowia, rozmawialiśmy z Tadeuszem Dyrgą, wiceprezesem Asseco Poland, i Krzysztofem Groyeckim, dyrektorem Pionu Opieki Zdrowotnej
Informatyzacja szpitali trwa w Polsce od wielu lat. Z jakich powodów wdrażają one systemy informatyczne?
Tadeusz Dyrga: Obecnie wszyscy świadczeniodawcy w sektorze zdrowia mają pełną świadomość, że bez mierzalności i sterowalności swoich działań, wspomaganych narzędziami informatycznymi, nie przetrwają na rynku. Informatyka nie tylko ułatwia terapię pacjentów, ale przede wszystkim umożliwia sprawne funkcjonowanie samych świadczeniodawców. Umiejętność rozliczania środków, prowadzenia analiz czy wreszcie zdolność do integrowania się z systemami centralnymi i wymiany danych medycznych z innymi świadczeniodawcami wkrótce będzie w służbie zdrowia wymogiem formalnym.
Krzysztof Groyecki: Rozwój rynku, w tym powstawanie prywatnych placówek, przyczynił się do wzrostu standardów, podniósł poprzeczkę państwowym szpitalom w obszarze zarządzania. Z punktu widzenia dostawcy rozwiązań technologicznych informatyka w tym sektorze jest na etapie zbierania i prezentowania danych, a obecnie przechodzi do pełnego wspomagania zarządzania procesami. Potrzebne jest teraz połączenie informacji z części białej, która dotyczy leczenia, z informacjami z części szarej, związanej ze wspomaganiem zarządzania. Dlatego w odpowiedzi na coraz większe zainteresowanie rynku oferujemy systemy wspomagania zarządzania klasy business intelligence, które zbierają dane z różnych miejsc – nie tylko z ośrodków powstawania kosztów, ale także generowania przychodów. Te rozwiązania ułatwiają kierownictwu placówek prowadzenie polityki zatrudnienia i realizację kontraktów z ubezpieczycielami. Jestem przekonany, że upowszechnienie takich rozwiązań będzie następnym etapem informatyzacji służby zdrowia w Polsce.
Czy powołany w Asseco Healthcare Business Unit stymuluje współpracę regionalną w obszarze zdrowia pomiędzy spółkami naszej grupy?
K.G.: Healthcare BU działa od początku bardzo prężnie. Jego szefem jest Marek Grac ze Słowacji, członek zarządu Asseco CE. Nie mamy zbyt wielu dublujących się produktów poza oprogramowaniem szpitalnym na Węgrzech. W Czechach i Słowacji jest duże zapotrzebowanie na produkty dla opieki zdrowotnej, a ze względu na bliskość tych krajów nie ma konieczności powielania grup produkcyjnych. Mamy dość ambitne plany wejścia na rynek czeski i słowacki, wspólnie chcemy też działać na rynku węgierskim. Współpracujemy zarówno na poziomie zasobów – w projekcie P1 korzystaliśmy z konsultacji i bezpośredniego wsparcia kilku kolegów ze Słowacji – jak i na poziomie produktów.
Już w tym roku chcemy sprzedawać w Polsce, na Węgrzech, w Czechach i na Słowacji niewielki software dla szpitali na urządzenia mobilne. Będzie to rozwinięcie naszego pakietu rozwiązań dla szpitali AMMS, na Węgrzech aplikacja będzie współpracować z systemem Medworks. Będzie można ją dołączać do każdego HIS-a, czyli nawet do konkurencyjnego oprogramowania. Funkcjonalność tej aplikacji jest bardzo poszukiwana – pozwala personelowi medycznemu na prowadzenie kart gorączkowych, ciśnień, sprawdzanie danych pacjentów. Mówimy więc o pewnej nakładce interfejsowej, usprawniającej pracę oddziału.
T.D.: Jesteśmy zadowoleni z tej regionalnej współpracy. Poszerza nasz potencjalny rynek, a jeśli okrzepnie, to z pewnością dopracujemy się wspólnych produktów co najmniej dla tej części Europy.
O informatyzacji służby zdrowia bywa głośno. To temat wrażliwy społecznie.
K.G.: Służba zdrowia ma pecha, jest zarówno społecznie, jak politycznie bardzo wrażliwa – łatwo wywołać trzęsienie ziemi z powodu drastycznych, acz jednostkowych przypadków. One zdarzały się zawsze, ale obecnie w ciągu paru godzin są na tyle eksponowane, że przesłaniają problemy systemowe. Oczywiście przy takich okazjach dywaguje się, czy dane zdarzenie wynika z ułomności systemu, czy błędu ludzkiego, ale te dyskusje nie przeradzają się w rzeczywistą jego reformę. Opieka zdrowotna zbyt często staje się teatrem sporów politycznych. Wygrani w tych potyczkach stają się zakładnikami własnych przedwyborczych deklaracji i zmieniają koncepcję rozwoju sektora. Podczas mojego życia zawodowego przeżyłem co najmniej cztery takie zawirowania, począwszy od tworzenia kas chorych. Teraz nawet przeciwnicy tej koncepcji przyznają, że trzeba było ją rozwijać po wyeliminowaniu błędów. Strategiczna niepewność jest więc niejako wpisana w ten sektor, co zawsze pogłębia i tak już duże zaległości legislacyjne.
Czy jest to największym zagrożeniem dla prowadzonych przez Asseco projektów?
T.D.: Z reguły technologia wyprzedza rzeczywistość prawną. Tym bardziej więc staramy się zapobiegać sytuacji, w której dostarczone rozwiązanie nie zostałoby wdrożone z powodu braku niezbędnych rozwiązań prawnych. Dlatego bardzo interesujemy się stroną legislacyjną, pamiętając, że system bez odpowiedniego środowiska legislacyjnego nie ma wartości. Szczególnie dotyczy to systemów o zasięgu ogólnokrajowym (P1) oraz regionalnym
(PSIM).
K.G.: Najnowszy przykład to P1 – e-platforma medyczna, która ma ułatwiać wymianę danych medycznych, gromadzić informacje o pacjentach, receptach, zwolnieniach i wykonywanych usługach. W wypadku tego projektu mamy do czynienia z wieloma rodzajami zagrożeń. Cały projekt został podzielony na 4 części. W konsorcjum z Kamsoftem wygraliśmy największą z nich – na system wymiany danych medycznych. Zadania, które nam powierzono, są już bardzo zaawansowane, we wrześniu mają następować odbiory produktów. Tymczasem opóźniające się postępowania przetargowe w innych częściach projektu zagrażają całemu projektowi.
A inne zagrożenia?
K.G.: Właśnie natury legislacyjnej – cały projekt platformy P1 został utworzony przy założeniu, że dojdzie do pewnych zmian legislacyjnych, które na razie nie nastąpiły. Wprawdzie zamawiający (CSIOZ) i Ministerstwo Zdrowia przygotowały odpowiednie projekty zmian, ale nie weszły one jeszcze na ścieżkę legislacyjną.
Tymczasem kilka spraw wymaga unormowania. E-recepty mają powstawać z pominięciem papieru (poza jakimiś wyjątkowymi sytuacjami) w gabinetach lekarskich, trafiać elektronicznie do aptek i do NFZ w celu refundacji, a także mają być przetwarzane w celach statystycznych czy epidemiologicznych. Ten system będzie mógł zadziałać, gdy wprowadzi się zmiany prawne w ustawach i rozporządzeniach, które regulują obrót lekami w Polsce.
Jest też kwestia elektronicznych zwolnień lekarskich – pracodawca ma otrzymywać elektronicznie informację o tym, że wystawiono jego pracownikowi zwolnienie. To stworzy możliwość kontroli zwolnień już od pierwszego dnia. Obecnie ZUS przy krótkotrwałych zwolnieniach może przystąpić do kontroli dopiero po 7 dniach, co sprawia, ze masa zwolnień jest niekontrolowalna, bo kończy się wcześniej, niż można zacząć je weryfikować.
Przy powielaniu nieuczciwych zwolnień skala ewentualnych niewykrywalnych nadużyć rosła. Chodzi więc o potencjalne oszczędności, a także o pewną wygodę pracownika i pracodawcy. E-zwolnienia wymagają z kolei zarówno zmian prawnych, jak i przygotowania systemu po stronie ZUS.
T.D.: Jeśli mówimy o P1, trzeba też zwrócić uwagę, że sam podział kompetencyjny dużego projektu niesie ze sobą istotne zagrożenia. Ciężar zarządzania takim projektem zostaje bowiem przeniesiony na zamawiającego, który najczęściej nie ma odpowiednich kompetencji ani doświadczenia. W wypadku P1 mamy do czynienia z pewnym paradoksem – zbyt bliska współpraca potencjalnych dostawców jest przedmiotem badania UOKiK, natomiast
brak tej współpracy pogrąża projekt. To pokazuje, jak trudna bywa rola dostawcy.
K.G.: W wypadku projektu P1 zamawiający z góry założył, że zadania wzajemnie się uzupełniają, nie da się ich wykonać niezależnie. Dlatego stworzył struktury projektowe, których częścią jest zespół doradczy wykonawców. Pracuje wspólnie, ma swojego reprezentanta w komitecie sterującym projektu. Mimo że z pozostałymi dostawcami konkurujemy w innych projektach, działamy w ramach tego zespołu doradczego i współpracujemy po to, żeby zamawiający miał pełny i jednolity obraz sytuacji z naszej strony. Mimo rozbieżności zdań na niektóre tematy udaje nam się utrzymać spójność, która jest korzystna z punktu widzenia całości przedsięwzięcia. Na przykład projekty architektury docelowego rozwiązania były konsultowane wspólnie przez wszystkich wykonawców.
Część niezbędnych zmian legislacyjnych wynika z zastosowania nowych technologii. Czy zawczasu uświadamiamy naszym parterom potrzebę tych zmian? Innymi słowy: czy administracja słucha dużych dostawców?
T.D.: W obszarze zdrowia taką płaszczyzną wymiany informacji są liczne konferencje, na które zawsze są zapraszani przedstawiciele zamawiających i dostawców. Na takich forach przy otwartej kurtynie mówimy o niedostatkach legislacji. Ponieważ po stronie ZUS jest pełna ewidencja zwolnień lekarskich, przy zagadnieniu e-zwolnień w P1 dzięki współpracy z naszym zespołem ZUS-owym można było wytypować obszary, które wymagają wsparcia legislacyjnego, a Ministerstwu Pracy łatwiej było to przełożyć na język prawny. Inna sprawa, że nasz system stanowienia prawa jest taki, że nigdy nie można przewidzieć ostatecznego kształtu zapisu prawnegoJakie są szanse, że służba zdrowia zdąży się przygotować do wprowadzenia elektronicznej dokumentacji medycznej w założonym przez ustawodawcę terminie?K.G.: Z każdym miesiącem te szanse maleją. Ustawa o EDM jest, ale musi jeszcze zostać obudowana rozporządzeniami. Jednak zagrożenie legislacyjne jest mniejsze, chodzi raczej o stan przygotowania rynku. EDM wymaga, żeby każdy punkt styku pacjenta ze służbą zdrowia był zinformatyzowany. Tak nie jest, szpitale mają systemy informatyczne, ale nie w nasyceniu, które umożliwiałoby pełną elektronizację dokumentów. Tu nie chodzi o ich skanowanie, tylko o to, by ta dokumentacja, opatrzona podpisem elektronicznym, spełniała cechy dokumentacji medycznej – była bezpieczna, zestandaryzowana, zarządzalna, żeby było można ją wymieniać. Tymczasem informatyka urosła na skali priorytetów inwestycyjnych dopiero w ostatnim czasie. Chodzi o punkt startowy – takie wdrożenie potrwa kilka miesięcy, więc te szpitale, które jeszcze tego procesu nie rozpoczęły, mogą mieć poważne kłopoty.